A konkretnie co to znaczy? Mniej podatni na perswazję? Chyba tak, bo kiedyś brali za dobrą monetę wszystko co słyszeli z naszych ust. A teraz? A teraz już nam tak nie ufają? Co się zmieniło? Klienci banków zyskali nowe doświadczenie. Niekoniecznie pozytywne. To nowe doświadczenie pozwoliło im zweryfikować swoje dotychczasowe podejście do oszczędzania czy odkładania pieniędzy. Podejście, które w wielu przypadkach okazało się być dość niefrasobliwe. Ale czy na pewno nieuzasadnione?
Człowiek zdobywa doświadczenia przez całe życie. Doświadczenia, zwłaszcza te negatywne mogą hartować. Te pozytywne mogą rozleniwiać i sprawiać, że zaczniemy postrzegać rzeczywistość w sposób zaburzony. Jeżeli, dajmy na to idąc do pracy, którą wykonujemy w tym samym miejscu przez piętnaście lat, dwa razy dziennie przechodzimy przez to samo przejście dla pieszych i nigdy nie potrącił nas w tym miejscu samochód, mimowolnie zaczynamy traktować to miejsce jako bezpieczne. Ponieważ nigdy nie spotkało nas tu nic złego. Jednak ryzyko potrącenia było zawsze takie samo. Tyle, że do tej pory nie zaistniało w naszym życiu.
Podobnie na rynku kapitałowym przez długie lata były postrzegane fundusze obligacji. Historyczne wyniki mogły prowadzić do wniosków, że są to produkty bezpieczne. A jak przeciętna osoba rozumie ten termin? Bezpieczeństwo równa się gwarancja. Nie musi to być gwarancja zysku, wystarczy gwarancja kapitału. I wprawdzie nigdzie nie było to napisane ani powiedziane, niemniej jednak nie przeszkadzało to ludziom traktować tej klasy aktywów jak wspomniane wyżej przejście dla pieszych.
Oczywiście, to nie tak że tego rodzaju produktami interesowali się wszyscy. Zdecydowana większość rodaków ma zaufanie wyłącznie do znanych od pokoleń depozytów bankowych. Jednak w sytuacji kiedy oprocentowanie lokat spadło praktycznie do zera, część osób otworzyła się na nowe dla nich propozycje. Niespecjalnie zgłębiając ich istotę. Trudno się dziwić, ponieważ produkty finansowe bywają skomplikowane i zamiast samemu poznawać ich tajniki łatwiej jest zdać się na osobę, która nam o nich opowie. Zwłaszcza jeżeli do takiej osoby mamy zaufanie. Zaufanie wynikające z lat współpracy, nierzadko bardzo owocnej. Tyle, że ta owocna współpraca mogła trafić na kilka, a nawet kilkanaście lat hossy. W takim przypadku trudno nie wygenerować zysków. A jeżeli sytuacja się zmieni? A w końcu zmienić się musi. Nic nie może rosnąć w nieskończoność. Przypomina się prawo regresji poznane jeszcze w szkole, więc w większości przypadków już dawno pokryte kurzem. I co wówczas? Wówczas zdobywane latami zaufanie potrafi prysnąć jak mydlana bańka. Z winy doradcy danego klienta? Cóż, jeżeli ten doradca obiecał osiągnięcie konkretnego poziomu zysków, to niewątpliwie sam naraził się na kłopoty. Ale czy przeciętny doradca może odpowiadać za skoki inflacji, konflikty zbrojne czy np. klęskę urodzaju? Są to przyczyny na które większość z nas nie ma wpływu. I wprawdzie w pierwszym odruchu po niepowodzeniu na ogół szukamy kogoś komu można by przypisać winę, jednak po chwili (fakt, czasem dłuższej chwili) refleksji ludzie są skłonni przyznać, że jest to skutkiem czynników zewnętrznych, często takich których nikt nie był w stanie przewidzieć.
Klienci się zmienili? Nie, okoliczności się zmieniły. W sytuacji kiedy depozyty dawały śladową wysokość odsetek, naturalną rzeczą było że klienci banków otwierali się na rozwiązania z nieco większym ryzykiem. Nieco większym przynajmniej w ogólnym odbiorze. A teraz kiedy depozyty oferują po kilka punktów procentowych zysku, naturalnym wyborem jest korzystanie z nich. Pomimo to, że dzisiaj opłaca się to mniej niż wtedy kiedy oprocentowanie lokat dotykało zera. Dlaczego? Ponieważ przy oprocentowaniu depozytu w wysokości 0,01% i inflacji na poziomie 4% realna stopa procentowa wynosiła około minus 4%. Dzisiaj, kiedy depozyty potrafią oferować nawet 8-10%, realna stopa procentowa jest na dwa razy większym minusie. Możemy mieć poczucie, że mamy więcej ale prosta matematyka mówi, że jest dokładnie odwrotnie. Zatem, czy nie warto otworzyć się na te rozwiązania, które mogą podjąć walkę z inflacją i spróbować przynajmniej ją dogonić?