„Gauguin, były makler giełdowy, zorientował się że budżet domowy van Gogha jest tak samo nieuporządkowany jak jego pracownia i od razu wprowadził reżim kontrolowania przychodów i rozchodów, tak samo żmudny jak jego sposób malowania. W pokoju frontowym postawił na stole dwa pudełka z pieniędzmi: jedna suma była przeznaczona na zakup żywności, a druga na wydatki ekstra (alkohol, prostytutki, tytoń) i „nieprzewidziane jak czynsz”. Na kartce każdy miał uczciwie napisać, ile wziął z kasy.”
To fragment książki „Live” (S.Naifeh, G. White Smith) opisujący życie Vincenta van Gogha. Życie, we wszystkich jego aspektach, w tym finansowym. Van Gogh całe życie (a dokładniej, odkąd zaczął malować) pozostawał na utrzymaniu brata. I jak widać z powyższego opisu, panowanie nad budżetem nie było jego mocną stroną.
A jak wygląda to u Ciebie? Czy wiesz jaką kwotę miesięcznie wydajesz na jedzenie, kosmetyki czy rozrywkę? Większość ludzi, z łatwością wskaże wysokość kwot jakie ponoszą z tytułu rat kredytów, ubezpieczeń, rachunków za telefon, prąd czy gaz. Tak, te wydatki są łatwiejsze do ogarnięcia ponieważ dostajemy je na piśmie. Nawet jeżeli już nie widzimy ich na papierze, to na ekranie komputera czy telefonu pojawią nam się konkretne kwoty. A jak jest w przypadku pozostałych wydatków? Czy tu również będziemy w stanie precyzyjnie podać ile kosztują nas śniadania, obiady i kolacje? Wydatki, które ponosimy nawet codziennie, ale niekoniecznie je budżetujemy, często potrafią nam umknąć z pamięci i arkusza kalkulacyjnego. Nie szkodzi, wszystko wydaje się być pod kontrolą dopóki budżet domowy „się spina”.
A kiedy przestaje „się spinać”? Wtedy często czujemy potrzebę zgłębienia tematu. Pytanie, które się wówczas nasuwa to: którędy uciekają moje pieniądze? Być może wcale nie uciekają. Może powodem tego, że „nie starcza do pierwszego” jest coś innego? Oczywiście, to inflacja! Tak, ostatnich kilkanaście miesięcy to ten okres, kiedy większość z nas dotkliwie mogła odczuć na czym polega wzrost cen, potocznie nazywany inflacją. Być może nasz styl życia wcale nie uległ diametralnej zmianie. Wcale nie ponosimy dodatkowych wydatków. A pieniędzy jest jakby mniej. Wynagrodzenie to samo, wydatki te same, a budżet przestał się domykać. W takich warunkach, część rodaków zaczyna powoli otwierać się na możliwość rozpoczęcia procesu zwanego budżetowaniem. Czyli, zestawieniem przychodów i kosztów. Po co? Właśnie po to, by dowiedzieć się ile tak naprawdę wydajemy „na życie” i czy czasem nie jest tak, że będziemy w stanie znaleźć wydatki, które wcale nie są niezbędne.
No dobrze, a jak znajdziemy takie wydatki to co? To warto zastanowić się, co ma większy sens. Ponosić je dalej, czy przeznaczyć te kwoty na budowanie własnego buforu finansowego. W jakim celu? Raz, po to by posiadać zabezpieczenie na wpadek dalszego wzrostu cen, a zatem i kosztów życia. Dwa, po to aby w przyszłości dysponować kapitałem, który pozwoli na realizację celu, który dzisiaj może nawet jeszcze nie istnieć. Wprawdzie większość ludzi przyznaje się do posiadania planów, celów i marzeń, to nie każdy wierzy że będzie w stanie je zrealizować. Odpowiedni bufor finansowy jest w stanie tę wiarę dość mocno podbudować.
Problem w tym, że nie doceniamy potęgi drobnych kwot. Sto czy dwieście złotych odłożone co miesiąc nie robi na nas wrażenia. Zgoda, w ciągu miesiąca czy kilku niekoniecznie jest to suma zwalająca z nóg. A po kilku czy kilkunastu latach? Tu zaczyna się robić ciekawiej. Poza tym, zdumiewającym jest fakt, że ludzie często podchodzą do planów długofalowych na zasadzie programu minimum. Tzn., wpisują do kalkulatora czy arkuszu kalkulacyjnego kwotę np. sto pięćdziesiąt złotych miesięcznie i okres np. 20 lat. Tym samym zakładają, że przez najbliższych 20 lat ich życia, nic nie zmieni się na lepsze. A przecież człowiek stworzony jest do tego, aby poprawiać swój standard życia. Zdobywa nową wiedzę, nowe kompetencje, nowe doświadczenia. Jeżeli zmienia pracę, stara się wynegocjować lepsze warunki, w tym wyższe wynagrodzenie. Zatem skąd ten defetyzm w kształtowaniu oczekiwań co do własnej finansowej przyszłości?
Zgoda, nie każdy ma takie podejście. Ale bądźmy szczerzy, ludzie którzy zakładają że zmiany mogą być tylko na gorsze, nawet nie odpalą takiego kalkulatora.