W powszechnym użyciu tego słowa: strata to poczucie braku czegoś. Pytanie, czy chodzi o brak czegoś, co mieliśmy czy brak czegoś, na co mieliśmy nadzieję? Czy brak spodziewanego zysku to też strata? Cóż, w takim podejściu do sprawy, można by rzec, że permanentnie tracimy różnorodne okazje. Właściwie codziennie.
Według jednej z podręcznikowych definicji „Strata jest to zmniejszenie korzyści ekonomicznych, o określone wartości, w formie zmniejszenia wartości aktywów lub zwiększenia zobowiązań i rezerw, co prowadzi do zmniejszenia kapitału lub wzrostu jego niedoboru”.
Kiedy słowo strata wrzucimy w wyszukiwarkę, ta wygeneruje następujące synonimy: klęska, porażka, przegrana, krzywda, szkoda, szwank, uszczerbek, ubytek, utrata, zguba niepowodzenie, plajta, marnotrawstwo i jeszcze wiele innych określeń.
Kiedy zapytamy psychologa czym jest strata, możemy usłyszeć o zatrzaśnięciu drzwi już na zawsze, o pożegnaniu, o odejściu, smutku. O emocjonalnym stanie, który pojawia się w reakcji na przekonanie o braku drugiej osoby czy jakiejś możliwości. Strata może być utożsamiana z utratą pracy, zdrowia czy nawet życia. Ze stratą przyjaciela, ze zmianą sposobu życia, z utratą niezależności czy samodzielności itp.
I właściwie żadna tych definicji nie odpowiada tej, którą znamy jako przejściowe wahnięcie ceny czy spadek wartości. Czyli dolny kawałek sinusoidy z wykresu. A jak widać, samo słowo potrafi przerazić.
Dobór słów ma olbrzymie zdarzenie. Jaki obraz staje ci przed oczami, kiedy czytasz o zdarzeniu, w którym udział brały dwa samochody:
- kolizja
- stłuczka
- wypadek
- kraksa
- katastrofa
Każde z tych określeń nacechowane jest innym ładunkiem emocjonalnym. Każdemu przypisujemy inną rangę. A jednak są ludzie, którzy potrafią stosować je zamiennie! Tym samym zniekształcając obraz rzeczywistości. Albo przez brak refleksji, albo przez świadome działanie. Takie, które ma na przykład spowodować kliknięcie w link lub tytuł artykułu.
Czy zmiana ceny jest stratą?
W ogólnym postrzeganiu zależy czego dotyczy. Pewnie niewiele osób stwierdzi, że przecena spodni czy sukienki z 300 zł na 150 zł to strata. To okazja! Jednak przecena akcji spółki X z 30 zł na 23 zł to już krach. No, może nie krach, ale nieszczęście. A jeżeli nie nieszczęście, to przynajmniej niefart. A może to po prostu korekta?
Problem w tym, że korekta na rynku to już fachowe określenie. Wejście w slang finansowy. A język branżowy, jeżeli dotyczy dziedziny, w której nie czujemy się ekspertami czy nawet sympatykami, powoduje dyskomfort. Ten z kolei wywołuje mniejszy bądź większy niepokój. Jeżeli nie wiem, o czym mowa, bezpieczniej będzie „niepewności” nadać większą rangę. To „wbudowane” działanie najstarszej części mózgu. Kilkaset tysięcy lat temu niepokojący szelest w krzakach mógł oznaczać całkiem realne zagrożenie życia. Dzisiaj nieznane przyczyny spadku ceny są w stanie wywołać podobną reakcję na poziomie nieświadomym. A nasz mózg gadzi podpowiada: w sytuacji zagrożenia życia należy uciekać. Powrót na rynek może nastąpić wówczas gdy domniemane zagrożenie minie.
A kiedy minie? Wówczas, gdy ceny wrócą do wyjściowych wartości, a później sukcesywnie będą piąć się w górę. Rok, drugi, trzeci. Zagrożenie minęło, większość kupuje zatem kupię i ja. Z taką samą świadomością co do przyczyn wzrostu ceny jak w przypadku jej spadku. W ten oto sposób wracamy do rysunku z sinusoidą. Tylko że momenty wejścia i wyjścia postawione są na głowie. Teoretycznie wiadomo, kiedy kupić i kiedy sprzedać. Praktyka boleśnie jednak weryfikuje podejmowane decyzje.
To może nazywanie spadku ceny stratą, jest właściwym postawieniem sprawy? Skoro finalnie kończy transakcję i zraża człowieka do dalszych inwestycji, to czy nie wyczerpuje powszechnej definicji straty?
W takim razie jak nazwać takie podejście: Korzystam z lokaty na 4%, ponieważ nie chcę stracić! A fakt, że inflacja wynosi 6% jakoś umyka temu rozumowaniu.
A może po prostu tak już jest świat urządzony, że nie każdy musi zarabiać…?