Już w 1928 roku socjolog W.I. Thomas stwierdził, że jeżeli ludzie definiują jakieś sytuacje jako rzeczywiste, stają się one dla nich rzeczywiste poprzez swoje konsekwencje. Albowiem kiedy staramy się przewidywać przyszłe zdarzenia, jednocześnie przyjmujemy wiele założeń odnoszących się do teraźniejszości. I jeżeli kryteria te są wystarczająco mocne, działania które z nich wynikają doprowadzą do przewidywanej przyszłości. Badacz podaje następujący przykład: jeżeli uwierzysz, że wkrótce zabraknie pasty do zębów, pobiegniesz, aby zrobić zapasy – jak wszyscy inni. I wówczas oczywiście pasty zabraknie.
Termin samospełniającej się przepowiedni wprowadził w obieg w roku 1968 socjolog Robert K. Merton. Według niego początkową fazą zjawiska staje się zawsze fałszywa interpretacja. Zachowania, które następują, są skutkiem tego iż zakładamy, że sytuacja jest rzeczywista, a kiedy liczba ludzi zachowujących się tak, jakby tak było, przekracza pewien punkt krytyczny, tak się czasem staje.
A jak to działa na giełdzie? Kiedy grupa osób przewiduje bessę, przestają kupować akcje, a zaczynają je wyprzedawać. Gdy taka informacja zaczyna się rozchodzić, inni inwestorzy (którzy też czynią przewidywania) uznają, że wszyscy będą sprzedawać, więc robią to samo. A kiedy do tego wszystkiego temat podchwycą jeszcze media, akcje gwałtownie lecą w dół i mamy krach.