Efekt wyniku a brak wyników

Pamiętasz film „Planeta małp”? Nieistotne którą wersję. Motyw przewodni był taki sam. Świat zdominowany przez człekokształtne małpy. Małpy obdarzone inteligencją.

A teraz pozwól rozwinąć skrzydła wyobraźni. I wyobraź sobie nasz świat, w którym milion zwykłych małp zaczyna kupować i sprzedawać akcje. W sposób losowy. Ponieważ transakcje mają charakter przypadkowy, w krótkim okresie część małp odnotuje zyski, a część straty. Tym, które zarobiły, pozwalamy dalej handlować, pozostałe wracają do domu. Powtarzamy to działanie do czasu, aż zostanie tylko jedna małpa. Ta, której udawało się wybierać właściwe akcje, na czym się wzbogaciła. Patrząc na jej wyniki, można wysnuć wniosek, że jest genialna. Odkryła sposób na skuteczne inwestowanie! Tylko …czy byłby to słuszny wniosek? Ta małpa miała szczęście. Natomiast jej historia pokazuje, jak działa efekt wyniku. Przytoczona hipotetyczna historia z małpami pochodzi z książki „Finanse behawioralne”.

Natomiast kilkanaście lat temu słyszałem historię (która krążyła jako anegdota) o pewnym analityku z Wall Street, który wpadł na genialny pomysł. Do grupy 10 000 klientów swojego banku wysłał rekomendacje określające kierunek, w którym będzie poruszał się rynek. Z tym że do połowy tej grupy wysłał rekomendację mówiącą o tym, że rynek będzie rosnąć, a do połowy, że będzie spadał. Oczywiście trafił. Połowa, czyli 5000 klientów była zadowolona, ponieważ prognoza się sprawdziła. Do tej grupy wysłał kolejną rekomendację. I znów, połowę klientów poinformował o możliwych wzrostach, połowę o spadkach. 2500 osób było zadowolonych z otrzymanej prognozy. Manewr ten powtórzył jeszcze kilka razy. W efekcie miał po swojej stronie grupę około 300 klientów, którzy „jedli mu z ręki”. W ich oczach był genialnym analitykiem. Pięć razy z rzędu trafnie przepowiedział przyszłość! Tymczasem on wykorzystał tylko proste działanie matematyczne. Mechanizm ten sam co w przypadku małp, tylko wykorzystany z wyrachowaniem.

To, czym w praktyce jest ten efekt wyniku?

To skłonność do oceny decyzji na podstawie finalnego rezultatu. Bez analizy czy ten rezultat nie był, aby dziełem przypadku. I teraz, jeżeli rezultat jest pozytywny, wówczas całe doświadczenie ludzie oceniają jako pozytywne. Jeżeli wynik nie jest zgodny z naszymi oczekiwaniami, będziemy skłonni krytykować cały proces.

Zauważ, jak bardzo jest to podobne do działania, które znamy od dziecka. Jeżeli odniosłem sukces, to dlatego, że jestem mądry, bystry, sprytny, odważny itp. Czyli przyczyn sukcesu szukamy w sobie. Natomiast przyczyn porażki poszukujemy na zewnątrz. To zapewnia nam większy komfort psychiczny.

Rok 2007 (a dokładniej jego pierwsza połowa) to trwająca w najlepsze hossa na rynkach wschodzących, w tym również w naszym kraju. W bankach i biurach maklerskich kłębiły się tłumy ludzi, którzy chcieli załapać się na wzrosty trwające od paru lat. Efekt? Kilka miesięcy euforii, a następnie kilkudziesięcioprocentowy zjazd. W następstwie tego wydarzenia rzesza ludzi na lata zraziła się do rynku kapitałowego. Skoro mój szwagier mógł zarobić, dlaczego mnie się to nie udało? I nie dostrzegają faktu, że szwagier kupił akcje kilka miesięcy, albo kilka lat wcześniej.

Ludziom zdarza się oceniać decyzje nie przez pryzmat okoliczności, w jakich je podejmowali, ale na podstawie ich skutków. Zapominają, że ich decyzja najczęściej nie była poprzedzona żadną analizą. Jedynym czynnikiem, jaki brali pod uwagę, była żądza zysku. A ona potrafi skutecznie przesłonić racjonalne podejście do inwestowania.

Efekt wyniku to taki błąd przetwarzania informacji, który pozwala zapomnieć, że ostateczny wynik może być po prostu kwestią szczęścia lub innych czynników, na które nie mieliśmy wpływu. Ten błąd poznawczy daje się nam we znaki, ponieważ możemy oceniać decyzje z przeszłości, biorąc pod uwagę i opierając się na aktualnych informacjach. Informacjach, których wówczas nie mieliśmy.
Właściwie, to należałoby się od nich odciąć, skupiając się na analizie procesu decyzyjnego.

W teorii proste, prawda? W praktyce często niewykonalne.