Średnio uważny obserwator przyrody jest w stanie zauważyć, że zwierzęta w sytuacji zagrożenia podejmują jedno z działań wymienionych w tytule. Czy ludzie postępują inaczej? W sumie, człowiek to też zwierzę tylko trochę bardziej rozwinięte, obdarzone rozumem i jeszcze paroma cechami, które wyewoluowały na przestrzeni wieków, jednak często działający instynktownie. Zatem w stanie zagrożenia życia reakcje będą takie same co do zasady, inny może być sposób realizacji. W czym rzecz?
Nerwowa sytuacja na rynku kapitałowym. Spadają ceny akcji, spadają ceny obligacji. A przecież miało rosnąć. Jak to, miało rosnąć? Ktoś to obiecał? Nie, ale dotychczasowa historia pokazała, że ostatnich pięć, dziesięć, a może i piętnaście lat z rzędu rosło. W ślad za tym rosły oczekiwania co do kontynuacji tego trendu. I jakkolwiek w przypadku rynku akcji nie upieramy się przy konieczności zachowania trendu zwyżkowego, to jednak w przypadku rynku obligacji rozczarowanie jest olbrzymie. Inwestor, chociaż to za duże słowo, powiedzmy początkujący inwestor lub człowiek przyzwyczajony do depozytów (i gwarantowanej stopy zwrotu) przeglądając wyniki funduszy obligacyjnych za ostatnich kilka czy kilkanaście lat dochodzi do wniosku, że trafił na samograja. Niemalże na perpetuum mobile na rynku finansowym. Dlaczego? Ponieważ patrząc na ostatnie lata, zauważył że każdy rok fundusz zamykał dodatnią stopą zwrotu. A jeżeli w dodatku ta stopa była wyższa niż oprocentowanie lokat bankowych, czego więcej trzeba mu do szczęścia? Wchodzę w to – myśli. I realizuje tę myśl. Gdzie jest pułapka? Pułapka usadowiona jest nie w produkcie, ale w myśleniu takiej osoby. Osoby, która mając małe lub żadne doświadczenie w inwestowaniu, korzysta ze swojego doświadczenia zdobytego jako „użytkownik” lokat bankowych. I tym samym widząc, że dany fundusz zarobił w ostatnim roku np. 5%, przekłada to sobie w głowie jako oprocentowanie na kolejny okres, tak jak wygląda to w przypadku depozytu. Rzeczywistość funduszowa jest inna. Tu nie ma stałego oprocentowania, jest zmiana wartości jednostki uczestnictwa. I ta zmiana może być tak w górę jak i w dół. Zmiana w górę jest oczekiwana, zmiana w dół jest rozczarowaniem. To znaczy w najlepszym przypadku. Może też być przerażająca, zwłaszcza jeżeli człowiek nie wie co ją spowodowało. A ponieważ w sytuacji utraty pieniędzy nasz mózg na poziomie nieświadomym reaguje tak samo jak w przypadku zagrożenia życia reakcja jest jedna – ucieczka. Czym się to charakteryzuje? Straciłem 10% kapitału w sytuacji kiedy spodziewałem się 5% zysku. Rynek dalej się chwieje, jest zagrożenie że stracę więcej. Nie ma na co czekać, trzeba uciekać. Działa instynkt. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że wystarczy włączyć racjonalne myślenie, oszacować na chłodno szanse na dalsze spadki lub szanse na powrót na plus i dopiero wtedy podjąć decyzję. Łatwo powiedzieć gdy obserwujemy sytuację z boku. Jeżeli jednak chodzi o nasze własne pieniądze kontrolę przejmują emocje.
Ale… skoro możliwa jest jedna z dwóch reakcji, to kto w takim razie podejmuje walkę? Cóż, w większości przypadków ten kto przerobił już taką czy takie sytuacje na własnej skórze w przeszłości. Poznał mechanizmy działania rynków, zdobył wiedzę potrzebną przy inwestowaniu i jest w stanie nie ulegać panice. Czy chodzi wyłącznie o zawodowców? Niekoniecznie. To również przeciętny inwestor, który interesuje się tym jak działa giełda, obserwuje poszczególne rynki, jest ciekawy co powoduje że ceny papierów wartościowych raz idą w górę, raz ku dołowi. I ta wiedza, najczęściej poparta doświadczeniem pozwala mu zająć pozycję przeciwstawną do ucieczki, czyli podjąć walkę. W jaki sposób? Tam gdzie inni widzą powód do paniki, on widzi okazję inwestycyjną.