Widmo czarnej godziny

 

Na co oszczędzamy? I co ważniejsze, dlaczego oszczędzamy? Ciekawą koncepcję dotyczącą motywów oszczędzania przedstawili Horioka i Watanebe (1997). Wyodrębnili oni 3 kategorie dotyczące motywów oszczędzania:

  1. Powiązane z cyklem życia – potrzeby wynikające z różnych etapów życia, które powodują zaburzenie pomiędzy dochodami a wydatkami. Oszczędzamy wówczas na wakacje lub odkładamy na emeryturę.
  2. Powiązane z potrzebą zabezpieczenia przyszłości – te wynikają z niepewności związanej z wydatkami i dochodami w przyszłości. Tu przykładem będzie oszczędzanie na wypadek zdarzeń losowych, wypadków czy bezrobocia.
  3. Dzielenie się z innymi – szczególnie widoczne w relacji rodzic-dziecko. Wynika z chęci pozostawienia majątku dzieciom lub innym wskazanym osobom.

Tylko, że ci dwaj naukowcy prowadzili badania w odległym kraju, zwanym Krajem Kwitnącej Wiśni, a oficjalnie Japonią. A jak jest w Polsce? Dominika Maison w książce „Polak w świecie finansów” wyprowadza myśl, że w naszym kraju ten trzeci motyw może być silniejszy niż dwa pozostałe. Badania potwierdzają, że Polacy niekoniecznie myślą o zabezpieczeniu swojej finansowej przyszłości. Za to chętnie odkładają pieniądze dla dzieci lub wnuków.

No dobrze, a poza tym? Czy mamy jakieś sprecyzowane cele oszczędzania? A jakże! Jeżeli prześledzimy badania, ankiety czy sondaże jakie przeprowadzają np. instytucje finansowe, to od lat na pierwsze miejsce wysuwa się oszczędzanie na „czarną godzinę”. Ten cel jest dosyć abstrakcyjny. Bywa określany jako „na wszelki wypadek” i co ciekawe w badaniu z roku 2009 wskazało go aż 41% spośród posiadających oszczędności (zauważ, że oba te słowa: „czarna” i „wypadek” nie napawają przesadnym optymizmem).

Cel ten był wskazywany częściej u osób, które posiadają rodzinę, są w stałych związkach, posiadają dzieci i mają więcej niż 35 lat. To akurat nie powinno dziwić, ponieważ widać tu odpowiedzialność za innych i potrzebę zabezpieczenia finansowego na wypadek zdarzeń, które dzisiaj ciężko przewidzieć.

Natomiast ciekawy jest fakt, że osoby posiadające wyższą wiedzę ekonomiczną częściej oszczędzają na „czarną godzinę” niż te z niższą (w relacji 43% do 30,8%). Podobnie jest z wykształceniem. Na ten cel oszczędza 20 % osób z wykształceniem podstawowym, a 40% z wyższym. I wprawdzie badacze wyciągają z tego wniosek, że to przejaw myślenia perspektywicznego, ale… diabeł tkwi w szczegółach.

Co jest złego w oszczędzaniu na „czarną godzinę”? Przecież, w ten sposób budujemy bufor finansowy na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń w przyszłości. Zgoda, jednak kiedy zapytamy badanych czym dla nich jest owa „czarna godzina”, większość będzie w stanie wymienić przynajmniej kilka zdarzeń. Wypadek, choroba, utrata pracy – to te, które pojawiają się na pierwszych miejscach. To o co właściwie chodzi? O to, że kiedy pada hasło „na czarną godzinę” mało kto zastanawia się nad tym jak umieścić ją w czasie. Przecież to zjawisko nieprzewidywalne. Fakt, samo zjawisko tak. Ale kwoty z nim związane już niekoniecznie. Wprawdzie trudno może nam być oszacować jaka kwota będzie potrzebna kiedy zdarzy się nam (lub komuś z najbliższej rodziny) wypadek, lecz w przypadku utraty pracy możemy to określić już całkiem precyzyjnie. Miesięczne koszty życia razy ilość miesięcy bez pracy pozwolą na ustalenie jaka suma będzie potrzebna „na przeżycie”. W tym kontekście „czarną godzinę” można dookreślić. A po co? Dlatego, że kiedy znamy kwotę jaka będzie nam potrzebna w nagłym wypadku, będziemy w stanie bardziej efektywnie zarządzać zgromadzonymi oszczędnościami.

Przykład: jeżeli twoje miesięczne koszty życia to powiedzmy sześć tysięcy złotych i zakładasz, że pracy możesz szukać góra pół roku, to twój bufor finansowy powinien wynosić 36 000 zł. Zatem czy jest sens blokować na ten cel oszczędności w wysokości np. 100 000 zł? Przecież można je przeznaczyć na inne cele. „Czarna godzina” może być tym pierwszym, ale nie musi być jedynym.

Problem polega na tym, że spora część oszczędzających posługuje się samym hasłem, nie zastanawiając się co może się pod nim skrywać. Jakie skutki to rodzi? Dosyć niebezpieczne. Jeżeli twój cel nie jest sprecyzowany, to każde wahnięcie w dół, powoduje uczucie niepokoju. Dlaczego? Ponieważ może wtedy pojawić się pytanie: a co jeśli te pieniądze będą mi potrzebne już jutro?

Remedium: wydzielić część oszczędności, która zaspokoi tę potrzebę i trzymać ją w takiej formie, która nie będzie narażona na wahania. Chociażby na zwykłej lokacie bankowej. A pozostałym częściom dać szansę na pomnażanie w bardziej efektywny sposób.