Czy już czas inwestować?

Muszę przyznać, że mam problem z tym pytaniem. Ponieważ wiele zależy od tego kto je zadaje. Jeżeli pyta osoba, która ma już pewne doświadczenia związane z rynkiem kapitałowym, automatycznie szukam drugiego dna. Dlaczego? Gdyż podejrzewam, że tak naprawdę pyta o to, czy dołek mamy już za sobą. Lub może nawet w tym momencie.

Idąc dalej, chce się dowiedzieć, czy jeżeli teraz zainwestuje pieniądze, to czy w okresie kolejnych kilku miesięcy zarobi kilka, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt procent (w zależności od klasy aktywów). A to już jest spekulacja. Inwestowanie jest procesem wpisanym w dłuższy horyzont czasowy. Gra na krótki dystans, to zwykła spekulacja. Nie jest ona niczym nagannym, pod warunkiem że wiesz co robisz i na co się piszesz (czytaj: sporą zmienność czyli wahania cen). Chociaż, cytując jednego z najbardziej znanych inwestorów (tak, chodzi o Warrena Buffeta): „Wall Street zarabia na działalności, inwestor na bezczynności”.

Drugi przypadek, to ten kiedy osoba pytająca nie ma doświadczenia w inwestowaniu. Do tej pory była miłośnikiem lokat bankowych czy obligacji skarbowych, ale teraz chciałaby rozwinąć skrzydła. Wówczas takie pytanie należałoby doprecyzować. Jaki rynek masz na myśli? Chodzi ci o rynek akcji, obligacji, walut, surowców, kryptowalut czy złota? A jeżeli masz na myśli akcje, to czy te z rynku amerykańskiego, europejskiego, polskiego czy może z dalekiej Japonii?

Jednak w tym przypadku istnieje ryzyko, że rozmówca się zawiesi. Zadał ogólne pytanie, nie przypuszczając że będzie musiał je doprecyzować. Chyba, że słyszał o zjawisku zwanym dywersyfikacją. Wówczas jest nadzieja, że chętnie posłucha na temat innych dostępnych opcji. Bywa, że osoby które słyszały, iż na rynku akcji potrafi okrutnie huśtać wartością inwestycji, z góry zamkną się na wszystko poza najbezpieczniejszą (ich zdaniem) lokatą. Pomimo, że same nie musiały doświadczyć ryzyk związanych z inwestowaniem w akcje.

Doświadczenie innych powoduje, że na wszelki wypadek będą trzymać się od tego z daleka. Ale portfel, w którym część akcyjna będzie stanowić np. kilkanaście procent, finalnie może okazać się przez nie akceptowalnym. Trzeba tylko dać sobie szansę posłuchać o możliwościach. Zdobyć wiedzę. A na decyzję czy z niej skorzystam, przyjdzie czas nieco później.

Ważny jest jeszcze jeden aspekt, który umyka niedoświadczonym inwestorom. Raz ustawiony portfel nie musi trwać w tym stanie przez następnych kilka pokoleń. Co więcej, nie powinien. Sytuacja na rynkach jest zmienna. Tak, to truizm. A skoro tak, to naturalną rzeczą powinno być dopasowanie inwestycji do okazji, które stoją przed nami. Ale nie jeden do jednego. Przerzucanie 100% swoich pieniędzy z depozytu na akcje spółki X, to zdecydowanie nie jest doby pomysł. A w częściach – warte zastanowienia. A dołożenie do portfela czego stabilizującego? Np. obligacji? Czemu nie. A w jakich proporcjach? To już indywidualne decyzje.

Jeden będzie czuł się bardziej komfortowo mając ¾ portfela w najbardziej zachowawczych produktach, inny powie że co najmniej połowa musi być inwestowana agresywnie. Nie ma idealnego rozwiązania, które zadowoliłoby wszystkich. I dobrze. Każdy z nas ma inne oczekiwania, inne doświadczenia i poziom wiedzy. Na szczęście przy dzisiejszych możliwościach i dostępie do informacji, można stworzyć rozwiązania szyte na miarę.

To co? Czy już czas inwestować?