Zapomniany kapitał

Zaryzykuję stwierdzenie. Większość z osób, których życie toczy się wokół rynku kapitałowego, poznaje wykres z rysunku powyżej. Ta krzywa przedstawia efekt budowania kapitału poprzez systematyczne wpłaty w długim okresie. Nawet niewielkie kwoty, które nie są obciążeniem dla budżetu domowego, w okresie kilkunastu (a najlepiej kilkudziesięciu lat) mogą zapewnić „poduszkę finansową”. Dla osób z branży nic odkrywczego prawda? Stąd i ryzyko wspomniane na wstępie niewielkie.

Wprawdzie wynik dla okresu dwudziestu czy trzydziestu lat, potrafi robić wrażenie, jednak po chwili przychodzi refleksja. Nie pojawił się on ani szybko, ani łatwo. Ten wynik wymagał obecności dwóch rzeczy. Raz, wyrzeczenia się kawałka bieżącej konsumpcji, dwa cierpliwości.
Poza tym często młody człowiek, który dopiero zaczyna funkcjonować na rynku pracy twierdzi, że przecież tu i teraz nie posiada żadnego kapitału. Nie ma jeszcze oszczędności ani nawet takich dochodów, które pozwoliłyby mu na odkładanie ich części na przysłowiową „kupkę”.

Tu dygresja: znajomy psycholog, który specjalizuje się w tematyce psychologii pieniądza i psychologii sukcesu, zapytany, w jaki sposób osoba z minimalną pensją krajową miałaby odkładać 100 lub 200 złotych, kiedy z trudem dopina bieżący budżet, odpowiedział z uśmiechem: Niech co miesiąc wkłada do słoiczka monetę pięciozłotową. Na uwagę rozmówcy, że przecież w ten sposób nie zbuduje istotnego kapitału, stwierdził z uśmiechem: Ale zbuduje w sobie nawyk oszczędzania. Przecież nie zakładamy, że będzie zarabiać minimalną pensję przez całe swoje zawodowe życie. Byłoby to założenie nader pesymistyczne. W sytuacji, kiedy jej dochody się zwiększą, będzie już miała wyrobiony nawyk oszczędzania i wówczas zwiększy tylko odkładaną (czy inwestowaną) kwotę.

Młody człowiek, wchodzący na rynek pracy twierdzi, że nie posiada żadnego kapitału. Na pewno?

A jego młody wiek?

A fakt, że jeszcze go nic nie boli?

A to, że jest w pełni sprawny fizycznie i psychicznie?

A zdobyte do tej pory wykształcenie?

A doświadczenie zawodowe wynikające, chociażby z hobby, pasji czy innych form działalności poza zawodowej, czy poza szkolnej?

A brak złych nawyków?

To wszystko niewymierne czynniki, które umykają na starcie, ponieważ trudno na pierwszy rzut oka zobaczyć w nich pieniądze. Jak to zmierzyć?

Młody człowiek kończy specjalistyczne studia. Podczas studiów dorabiał dorywczo. Idzie na rozmowę o pracę i pada pytanie o oczekiwane wynagrodzenie. Dzisiaj, w dobie Internetu łatwo znaleźć średnią rynkową płacę dla konkretnego rodzaju stanowiska. A co jeżeli proponują mu pracę na zasadzie B2B i sam ma wystawić fakturę. Zaniży czy zawyży wartość faktury?

Jak zmierzyć wartość kapitału, z jakim młody człowiek wchodzi w życie? Pewnie niełatwo. Kiedy ma za sobą na przykład dziesięć lat pracy zawodowej, w międzyczasie ukończył jeszcze dodatkowe studia, kursy czy szkolenia, które pozwoliły mu podnieść swoje kompetencje, będzie zdecydowanie łatwiej. Zdobył doświadczenie. Być może ma już jasno określoną ścieżkę kariery. Wie ile zarabia miesięcznie, jest w stanie oszacować jak długo będzie jeszcze pracować zawodowo. Wystarczy przemnożyć kilka liczb i wynik gotowy.

Jeżeli dołoży do tego jeszcze potencjał z innych możliwości, które zauważył w trakcie pracy i aktywności poza nią, sytuacja staje się bardziej klarowna. Jeżeli uprawia zawód, na który jest duże zapotrzebowanie, np. jest lekarzem z rzadką specjalizacją, może dołożyć do tego równania jeszcze komfort związany z tym, że nie będzie raczej zagrożony bezrobociem.

W momencie startu życia zawodowego dysponujemy kapitałem, którego tak naprawdę nie dostrzegamy. Najczęściej dowiadujemy się o jego istnieniu dużo później, kiedy pewne rzeczy, aktywności, formy działań są już dla nas niedostępne. Kiedy od momentu pełnoletniości mija kolejne dziesięć lat, zaczynamy uświadamiać sobie upływający czas i możemy stwierdzić, że na naszej drodze było mniej lub więcej okazji, które zmarnowaliśmy. Co więcej, takich które już nie wrócą.

To, że nie dostrzegamy własnego potencjału już na starcie, powoduje odkładanie ważnych decyzji finansowych na przyszłość. Przyszłość, która z definicji będzie nieprzewidywalna. A skoro tak, to rozsądnie byłoby pomyśleć o niej już dzisiaj, póki sił jeszcze nie zaczęło ubywać.
Wprawdzie w naszym życiu zetkniemy się z całą masą zdarzeń, na które nie będziemy mieli wpływu, to jednak o własne finanse musimy zadbać sami.

Chyba że cechuje nas głęboka wiara w to, że zadba o nią ktoś inny.