„Rynek cytryn”

Wystawny bankiet w Sztokholmie. Goście to między innymi szwedzka para królewska. Tak, to bankiet z okazji przyznania Nagrody Nobla. Laureat wyjaśnia zebranym swoje poglądy następującymi słowami: „Sprowadźcie na targ starą, smutną chabetę. Włóżcie jej do gardła węgorza. Zobaczycie jak się rozbryka!”*. W ten sposób zwrócił uwagę na sztuczki jakie wykorzystywali handlarze by ich zwierzęta wyglądały na zdrowe i żwawe. Kim był ten noblista i jakie sztuczki w sprzedaży wykorzystuje się dzisiaj – o tym dalej.

Był rok 1970, kiedy na łamach pisma „The Quarterly Journal of Economics” ukazał sią artykuł zatytułowany „Rynek cytryn”. Dotykał on problemu nierównego dostępu do informacji na rynku, „podrasowywaniu” tych informacji oraz ich wykorzystywaniu. Autor, George Akerlof (ekonomista i noblista) posłużył się analizą zakupu używanego samochodu.

Kiedy przychodzisz do lokalnego komisu, samochód który oglądasz może okazać się całkiem dobrym autem. Jednak równie dobrze może okazać się złomem, który tylko ładnie wygląda, a rozpadnie się zaraz po opuszczeniu placu (Akerlof potencjalny złom nazywa w swoim artykule „cytryną”). Problem w tym, że nie jesteś tego w stanie stwierdzić przed zakupem, a sprzedawca będzie zapewniał cię, że pojazd jest w doskonałym stanie. Jednocześnie zapewne zgodzicie się oboje, na wysoką cenę za dobre auto i niską za wadliwe. Ale co z tego, skoro nie wiesz który wóz jest ok, a który nie. Można przyjąć, że połowa samochodów jest dobrej jakości, a połowa złej. Wówczas masz 50% szansę że trafisz na cytrynę. A za takie auto nie chciałbyś zapłacić pełnej ceny. Zgadzasz się jednak zapłacić wartość uśrednioną, czyli sumę wynoszącą połowę ceny dobrego samochodu i połowę ceny kiepskiego. Ale właściciel dobrego samochodu nie będzie chciał sprzedać ci go w takiej cenie, gdyż będzie ona niższa od realnej wartości pojazdu. Natomiast właściciel cytryny chętnie zawrze z tobą umowę. Tylko, że już sam fakt, że wystawia auto na sprzedaż może wydawać się podejrzany. Efekt jest taki, że samochody o marnej jakości wypierają z rynku te lepsze. Rynek zawodzi ponieważ nie zapewnia dobrych samochodów ludziom, którzy gotowi są zapłacić za nie całą sumę.

Akerlof podaje jeszcze inne przykłady świadczące o takich niedoskonałościach rynku (pożyczki, ubezpieczenia na życie, pracownicy ver pracodawcy). Warto jednak zadać sobie pytanie: czy powyższy przykład znajduje swoje odbicie na rynku finansowym?

Załóżmy, że nie satysfakcjonuje cię zysk osiągany ze standardowej lokaty i twoja uwaga kieruje się ku obligacjom.  Masz do wyboru dwa rodzaje obligacji: skarbu państwa oraz mało znanej firmy. Te pierwsze gwarantują zysk 2% rocznie, te drugie 8%. Dysproporcja jest olbrzymia. Pokusa zysku – ciężko trudna do zwalczenia. O ryzyku nawet nie myślisz – przecież to nie akcje a obligacje! To pierwsza pułapka bowiem obligacja obligacji nierówna. Ale abyś nie trafił na „cytrynę” należałoby dokonać selekcji negatywnej, zaczynając od pytania dlaczego mało znane przedsiębiorstwo chce płacić 4 razy więcej niż to co oferuje minister finansów. Być może jest to właśnie ten samochód, który odmówi posłuszeństwa tuż po tym jak wyjedziesz za bramę (w naszym obligacyjnym przykładzie – jak tylko wyślesz przelew z zapłatą).

Oczywiście na rynku zdarzają się też samochody w bardzo przyzwoitym stanie. Tak samo, nie jest przesądzone, że oferta która odbiega od średniej rynkowej musi od razu być przekrętem. Warto jednak dwa razy się zastanowić przed podjęciem decyzji.

Na rynku motoryzacyjnym kupujący zabezpieczają się przed nietrafionym zakupem, żądając historii pojazdu czy korzystając z opinii zaprzyjaźnionego mechanika. Sprzedawcy z kolei oferują różnego rodzaju gwarancje. Może więc warto podobne metody zastosować decydując się na inwestycje z rynku kapitałowego?

 

 

*-N. Kishtainy, „Krótka historia ekonomii”, Warszawa 2017