„Bezpieczna” strata, czyli paradoks lokaty

Proszę przedłużyć lokatę na kolejne pół roku – mówi klient w oddziale banku.

Dlaczego?

Boję się stracić. A na lokacie wiem, ile dostanę.

Z pozoru rozsądna decyzja. Przecież kto chciałby ryzykować ciężko zarobione pieniądze? Problem w tym, że „bezpieczne” nie zawsze znaczy „opłacalne”. A czasem wręcz oznacza gwarantowaną stratę.

Iluzja bezpieczeństwa

Wyobraź sobie: znajdujesz 300 zł. Czujesz radość, planujesz, co zrobisz z tym niespodziewanym prezentem. Po powrocie do domu okazuje się jednak, że zgubiłeś 400 zł. Bilans to minus 100 zł. Ale dominujące uczucie? Frustracja. Strata boli mocniej niż cieszy zysk tej samej wielkości.

Dokładnie ten mechanizm działa, gdy „inwestujemy” w lokaty w czasach wysokiej inflacji. Zyskujemy pozornie – nominalnie. Ale realnie? Przegrywamy.

Masz 10 000 zł na lokacie z oprocentowaniem 3%. Po roku zyskujesz 300 zł, z czego po podatku zostaje 243 zł. Inflacja wynosi 4%, co oznacza, że realna siła nabywcza Twoich pieniędzy spada o 400 zł. Finalny bilans? Strata 157 zł.

To jak z tymi 300 zł znalezionymi na ulicy i 400 zgubionymi. Tylko że w przypadku lokaty – sam decydujesz się „zgubić” część kapitału. Z własnej woli. Bo boisz się straty…

Paradoks ostrożności

Trzymanie pieniędzy na lokacie często tłumaczymy niechęcią do ryzyka. Ale ta decyzja – paradoksalnie – to ryzyko pewnej straty. Bo dopóki oprocentowanie nie przewyższa inflacji i podatków, nie chronisz kapitału. Topnieje on po cichu, bez dramatycznych wykresów czy medialnych nagłówków.

Czy to znaczy, że lokaty są złe? Nie. Są potrzebne – zapewniają płynność, są „kołem ratunkowym”. Ale 100% oszczędności ulokowane wyłącznie w depozytach to strategia nie ochrony, lecz… powolnego pożegnania z majątkiem.

Strach, który kosztuje

Pieniądze to nie tylko liczby. To emocje, kontrola, poczucie bezpieczeństwa. Badanie przytoczone przez prof. Piotra Michonia (w książce „Życzę szczęścia”) pokazuje, że samo liczenie pieniędzy zmniejszało odczuwanie bólu fizycznego. W jaki sposób?

W Chinach przeprowadzono pewien eksperyment. Jego celem – według oficjalnej narracji – było sprawdzenie sprawności palców dłoni. Celem prawdziwym było zaś ocenienie, jak liczenie pieniędzy wpływa na odczuwanie bólu.

Aby to stwierdzić, losowo podzielono badanych na dwie grupy: jedna z nich otrzymała do przeliczenia stos juanów, druga przeliczała czyste kartki. Następnie wszystkich uczestników poproszono o zanurzenie dłoni w wodzie o temperaturze 50°C (to niemal tyle, ile maksymalnie może mieć ciepła woda płynąca z kranu). Osobom, które wcześniej liczyły pieniądze, woda wydawała się mniej gorąca niż tym spośród badanych, którzy liczyli kartki.

W ankietach wypełnianych na koniec eksperymentu uczestnicy badania twierdzili zgodnie: po liczeniu pieniędzy czuli się… silniejsi.

Dlaczego? Bo pieniądze to substytut władzy i wpływu. Ale ten wpływ działa też odwrotnie. Lęk przed stratą może przejąć kontrolę nad naszymi decyzjami. A wtedy to nie my zarządzamy pieniędzmi – tylko one nami.

I choć strach przed utratą jest naturalny, to jeśli pozwolisz mu przejąć stery, poniesiesz dokładnie to, czego się boisz – stratę.

Bo unikanie ryzyka za wszelką cenę… też ma swoją cenę.