Kropla wydrążyła skałę

 

Od lat doradcy finansowi starali się wyjaśnić swoim klientom na czym polega różnica pomiędzy nominalną a realną stopą zwrotu z zainwestowanych pieniędzy. I jakkolwiek bez większych problemów udawało się to w przypadku osób mających już pewną wiedzę o instrumentach finansowych i zasadach rządzących tym rynkiem, to w przypadku przeciętnej osoby, która liczyła jedynie na odsetki od lokat bankowych było to trudne. Tacy ludzie przyjmowali wiadomość o istnieniu zjawiska zwanego inflacją (aczkolwiek w ujęciu potocznym), ale uparcie twierdzili, że przecież i tak otrzymują odsetki od wpłaconych pieniędzy. I na nic zdawało się

tłumaczenie, że skoro depozyt „płaci” odsetki w wysokości 1,5% w stosunku rocznym, a wskaźnik inflacji wynosi np. 3% to realnie ponosi się stratę. Może i tak – odrzuca zarzut lokatodawca – ale przecież widzę, że na koniec okresu, kiedy kończy mi się termin lokaty, dopisują mi się odsetki. I mam tam kilkadziesiąt lub kilkaset złotych więcej.

Prawda? Prawda. Tylko, że mało kto bierze pod uwagę fakt, że dzisiaj ta ulokowana kwota powiększona o odsetki pozwala zrobić znacznie mniejsze zakupy niż rok temu. Wzrost cen ludzie na ogół zauważają, ale jakoś trudno im powiązać to z przechowywaniem (bo trudno mówić tu o pomnażaniu majątku) własnych pieniędzy w banku. Być może ma to związek z kontami mentalnymi jakie większość z nas tworzy w swoich głowach. Zakupy i koszty z nimi związane trafiają do szufladki „wydatki”, a pożytki z lokaty do szufladki „zyski”. I właściwie wszystko jest w porządku. Pomiędzy tymi szufladkami (kontami mentalnymi) nie zachodzi interakcja. Zyski mamy na plusie, zatem wszystko idzie zgodnie z planem. Wprawdzie nie są za wysokie, ale wszak przez cały okres mieliśmy gwarancję, czyli wszystko się zgadza. Co do wydatków związanych z zakupami, tu również wszystko jest w najlepszym porządku ponieważ każdy wie, że aby przeżyć trzeba coś jeść, w coś się ubrać i w jakiś sposób przemieszczać się z miejsca na miejsce. A to musi kosztować. Zatem co zmieniło się w tej układance, że z początkiem roku dało się zaobserwować spory odpływ pieniędzy z depozytów do funduszy inwestycyjnych, obligacji czy nawet inwestycji alternatywnych?

Pojawiło się nowe pojęcie na rynku. Termin negatywne stopy procentowe. Nagle do ludzi zaczęło docierać, że słowo negatywne może oznaczać, że to już nie realna a nominalna strata zaczyna zagrażać ich pieniądzom. I po prawdzie ujemne stopy procentowe są znane w Europie przynajmniej od kilku lat, ale to dotyczyło zagranicy. Gdzie Szwajcaria czy Szwecja, a gdzie Polska. Cóż, okazało się, że do rozwiniętej Europy jest nam bliżej niż by się wydawało🙂

Czy to oznacza, że należy pożegnać się z bezpiecznymi formami oszczędzania? Nie tak szybko. Nadal można bezpiecznie lokować pieniądze, należy tylko otworzyć się na nowe formy ich przechowywania. Oczywiście siłą rzeczy część z nich będzie pozbawiona tej cechy, która przyciągała do banków największą ilość klientów – gwarancję. Do szerokiego grona został skierowany komunikat: skoro w życiu codziennym nie masz gwarancji co do zdrowia, pracy, szczęścia itp., to dlaczego w przypadku oszczędzania czy inwestowania miałoby być inaczej?