Czy na pewno wiesz co masz?

To kiedy ta moja lokata zacznie w końcu zarabiać? – pyta klient w okienku  bankowym.

Jaka lokata? – dziwi się obsługujący go pracownik – Pan nie ma założonej lokaty, tylko fundusz inwestycyjny.

Tak, wiem. Chciałem się tylko dowiedzieć kiedy ta lokata zacznie przynosić zyski.

Mnogość ofert, stale rosnąca liczba rozwiązań, niuanse niezrozumiałe dla laika. Wypisz wymaluj rynek kapitałowy postrzegany z zewnątrz.  Nic dziwnego, że w takiej sytuacji produkty finansowe mogą się  mylić. Nic dziwnego, że przeciętny klient banku będzie porównywał je z czymś co zna od lat (lub nawet od dziesięcioleci), czyli z lokatą bankową. I tu zaczynają się schody. Bo czy można porównywać jabłka z gruszkami?

Od lokaty można śmiało wymagać określonego poziomu zysku. I to z gwarancją! Nawet jeżeli ten zysk nie jest w stanie dogonić inflacji, to i tak widać przy nim znak plus. Przynajmniej nominalnie. Ale rok temu nie było tak kolorowo. Oprocentowanie depozytów szorowało po dnie, tzn. w okolicach zera. Czyli dla przeciętnego „lokatoposiadacza” oznaczało to żeglowanie po zupełnie nieznanych wodach. Taka osoba była jednak przyzwyczajona do tego, że zawsze w przeszłości, gdy powierzała swoje oszczędności bankowi, otrzymywała  jakieś odsetki. I nagle zero? Jak to się mogło stać? Mogło, wszak były kraje gdzie oprocentowanie spadło nawet poniżej zera, niczym temperatura w lutym. Tak czy owak, skoro nie da się zarobić na standardowym depozycie, należało poszukać czegoś innego. I tu pierwszym nasuwającym się wyborem okazały się być fundusze inwestycyjne. Zwłaszcza te najbardziej zachowawcze czyli fundusze obligacyjne. Wybór był oczywisty. Skoro przeciętny depozyt oferuje 0% lub jego okolice, a przeciętny fundusz kilka punktów procentowych, to nad czym się zastanawiać?!

Problem polega na tym, że wypływając na nieznane wody jednak należałoby to przemyśleć choć przez chwilę. Lub przynajmniej skonsultować. Oprocentowanie depozytu podaje się wprzód. Wiem, że od dzisiaj przez najbliższy np. rok otrzymam x% odsetek. Sytuacja jest jasna i klarowna. W przypadku funduszu pokazywany wynik dotyczy przeszłości, tego co już się wydarzyło i wcale nie musi się powtórzyć. I nie jest to nawet adnotacja z gwiazdką, czy pisana małym drukiem. Taka jest zasada. Fundusz nie może obiecać określonego poziomu zysku czy gwarancji kapitału. Może tylko pokazać jak radził sobie do tej pory. I ten mały, ale istotny niuans umknął wielu osobom, które w obliczu braku możliwości kontynuowania przechowywania pieniędzy na depozycie, pokusiły się o nową dla nich formę oszczędzania.

Efekt? Postrzeganie nowej inwestycji poprzez cechy charakterystyczne dla zupełnie innej. To nie mogło się sprawdzić i spowodowało w najlepszym wypadku rozczarowanie, w tym gorszym nawet panikę. Panikę i ucieczkę będącą pochodną niezrozumienia przyjętego rozwiązania.