Lata 2009-2021 na giełdach, zwłaszcza rynków rozwiniętych, to okres wzrostów. Oczywiście przeplatany mniejszymi lub większymi korektami. Jednak w całym okresie kilkunastu lat wykres wygląda imponująco (wykres powyżej).
Same pozytywne strony – powie optymista. Tak, pod warunkiem, że w tym okresie byłeś szczęśliwym posiadaczem akcji lub funduszy akcyjnych. Zwłaszcza jeżeli zakupy zrobiłeś w pierwszych latach wzrostu. A co jeżeli się spóźniłem? Spójrz na wykres i zobacz ile okazji zdarzyło się po drodze, kiedy można było uzupełnić portfel akcjami. Pod warunkiem, że w swojej strategii inwestycyjnej dopuszczałeś w ogóle taką możliwość. O jaką możliwość chodzi? O skonstruowanie portfela opartego na czymś więcej niż tylko lokatach bankowych i obligacjach skarbowych. Akcje kuszą, ale obligacje zapewniają spokojny sen. Co do zasady tak. Ale życie pisze swoje scenariusze, również ta jego część obejmująca swym zasięgiem rynki kapitałowe. Ale o tym za chwilę.
Szczęśliwy posiadacz akcji zakupionych w w/w okresie, o ile nie kupował ich tuż przed korektą, był zadowolony z tak udanej inwestycji. To zadowolenie niejednokrotnie przekształcało się w pewnego rodzaju przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie do faktu, że część akcyjna mojego portfela cały czas rośnie. A jeżeli dodamy to tego fakt, że część obligacyjna również pokazywała zadawalającą stopę zwrotu, nic dziwnego, że samopoczucie takiego inwestora wzbijało się na wyżyny entuzjazmu. Entuzjazmu wywołanego słusznością własnych decyzji. A mało co cieszy inwestora tak jak to, że podejmuje słuszne decyzje. Albo nawet …same słuszne decyzje. To wprawia go w stan uspokojenia, ukojenia a z czasem wręcz …letargu. Do czasu. Do czasu nagłego przebudzenia. Przebudzenia, którym okazuje się nagły, niespodziewany (?) zwrot akcji. Niczym w filmie sensacyjnym. Tylko, że w tym przypadku główny bohater nie ginie w strzelaninie czy kraksie samochodowej. Główny bohater, czyli wykres który pędził na północ, zmienia kierunek. Zaczyna ostro pikować w dół. Zimny prysznic spada gwałtownie na głowę inwestora: Jak to? Przecież miało rosnąć!
Dlaczego uważasz, że miało rosnąć? Czy prognozy na to wskazywały? Jeżeli nawet, to …były to tylko prognozy. Na tym rynku nie ma gwarancji wzrostów. Skąd zatem przekonanie o nieustannych wzrostach? Bo rosło przez ostatnie 12 lat? Tak długie wzrosty są ewenementem na rynku akcji. Wystarczy obejrzeć historyczne wykresy by przekonać się, że hossy na rynkach akcyjnych rzadko trwały dłużej niż połowa tego okresu.
Ale zgoda co do jednego. Jeżeli ktoś zaczął inwestować pięć, siedem czy dziesięć lat temu, właściwie nie znał (i nie doświadczył na własnej skórze) innego scenariusza jak tylko cen akcji pnących się ku niebu. Dlatego zmiana kierunku, może być dla takiej osoby niczym armagedon. Można to porównać do doświadczenia osoby, która mieszkając w Libii i do tej pory nie doświadczyła zdarzenia zwanego oberwaniem chmury. Czy to oznacza, że w tym kraju nie ma takiego ryzyka? Niezupełnie. To, że przez ¾ roku jest tam sucho, wcale nie oznacza, że ryzyko zmoknięcia spada do zera. A na rynkach kapitałowych zmienność, tak prognoz jak i samych zdarzeń bywa zdecydowanie większa.
We wpisie „Ryzyko oswojone czy nieoswojone” opisuję to nieco szerzej.
Podsumowując: nie, rynek nie może rosnąć w nieskończoność, tak samo jak nie będzie spadał w nieskończoność. Przy pewnym poziomie cen, inwestorzy dojdą do wniosku, że ceny są już na tyle atrakcyjne, że warto skorzystać z okazji i ruszają na zakupy. Tak samo działa to w drugą stronę. Przy pewnym poziomie cen, większość inwestorów dochodzi do wniosku, że albo zarobili już wystarczająco dużo, albo zadają sobie pytanie: jakie są szanse na kontynuację trendu „tylko w górę”?
Niebezpieczeństwo, które zmaterializowało się w ostatnich latach nie dotyczyło rynku akcji. To znaczy, trochę tak, z tym że spadki, korekty czy krachy są na rynkach akcyjnych czymś co doświadczeni inwestorzy przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza. Szokiem mogą być dla osób, które aktywne są na rynku stosunkowo niedawno. To o co chodzi?
O rynek obligacji. Obligacji, które przez większość ludzi postrzegane są jako te papiery wartościowe, które są dużo bezpieczniejsze od akcji. A jeżeli w grę wchodzą obligacje skarbu państwa, to poczucie bezpieczeństwa jeszcze wzrasta. Czy to oznacza, że na tym rynku dwa lata temu zdarzyło się coś co można nazwać „czarnym łabędziem”? W pewnym sensie tak. Zmaterializowało się ryzyko, które zawsze było możliwe, tylko że nie wystąpiło od lat… czterdziestu! (wykres poniżej) Czyli, parafrazując znane powiedzenie: nie pamiętali go najstarsi górale. Oczywiście ci, którzy interesują się inwestowaniem na rynku kapitałowym:)
Zaraz, zaraz. Przecież polska giełda nie ma jeszcze czterdziestu lat! Tak, dlatego wykres pokazuje obligacje USA, które notowane są dłużej niż nasz młody rynek istnieje. Polskie fundusze obligacji rosły przez około 20 lat (to te najstarsze).
Jak to rosły? Przecież ten wykres wyraźnie „idzie w dół”! Tak, ponieważ wykres przedstawia rentowności tych obligacji. A relacja pomiędzy rentownością obligacji a jej ceną jest taka, że kiedy cena obligacji rośnie, to spada jej rentowność. Czyli wykres przedstawia długoletni trend rosnących cen tych obligacji.
Wracając do pytania z tytułu „Dlaczego nie rośnie cały czas”. Bo nie może. I warto ten fakt zaakceptować, wyciągać na bieżąco wnioski i przemodelować swój portfel tak, by ubezpieczyć go na takie nieprzewidziane sytuacje. Ponieważ one jeszcze nie raz się wydarzą i nie raz nas zaskoczą.